czwartek, 28 lutego 2008

Jericho: Mała panika na prerii

Postapokaliptyczny serial fantasy "Jericho" powrócił na drugi sezon w ostrzejszej i bardziej wyrazistej wersji.
Dla porządku – jesteśmy winni podziękowania fanatykom, którzy kierując się serialowym duchem komunitarianizmu przesłali kierownictwu telewizji CBS 20 ton orzeszków, aby uratować "Jericho" przed zdjęciem z anteny.
Zapał fanów wydaje się mniej zaskakujący, gdy zastanowić się, jak często telewizja poświęca uwagę życiu wsi. Akcja "Jericho" rozgrywa się w pierwszych dniach i miesiącach po ataku nuklearnym, który zmieniłby każdą obecną mapę Stanów Zjednoczonych w relikt przeszłości. Jednak prawdziwym powiewem nowości w serialu jest to, że wydarzenia osadzone są w małym miasteczku w Kansas, którego mieszkańcy muszą zmagać się z rolniczymi długami i chorobami atakującymi plony.

Zastanówcie się przez chwilę, jak często słyszeliście w telewizji nazwisko Manolo Blahnik. A potem pomyślcie, kiedy ostatnio słyszeliście, aby ktoś mówił o Wranglerze. Urok serialu bierze się w dużej mierze stąd, że "Jericho" nie schlebia narcystycznym, nowomodnym gustom. Przedstawia zmartwienia ludzi, którzy nie mieszkają w Bostonie, Miami czy Los Angeles, i usiłuje dać im poczucie wartości.

Kadr z serialu "Jericho"/ fot. AXN
"Jericho", w którym Skeet Ulrich gra miejscowego członka straży obywatelskiej i stróża porządku, w tym sezonie zgłębia spiskowy ekstremizm. Czarne charaktery są pokazowo czarne, a serial jest bardziej przerażający. A jednak nigdy nie wyczerpuje widza. Daje wytchnienie dzięki obecności przyziemnych, życiowych problemów. W "24 godzinach", serialu do którego “Jericho” jest często porównywane, żadne międzyludzkie związki nie są trwałe. Tymczasem tutaj miłości, małżeństwu i rodzinie poświęcono tyle samo miejsca, co poszukiwaniu dostaw żywności, czerpaniu energii z wiatraków i zdobywaniu szczepionek przeciw straszliwym nowym wirusom.

"Jericho" jest paranoiczną wizją rzeczywistości, rozgrywającą się na ziemi Laury Ingalls Wilder z pamiętnego "Domku na prerii". Jest futurystyczny i swojski zarazem – większość technologicznych zdobyczy uległa zniszczeniu, mieszkańcy miasteczka zbierają kukurydzę, a kobiety pieką ciasta.

Zasadniczo "Jericho" jest thrillerem, którego uczuciowość jest zarówno wadą. jak i zaletą. Trochę za bardzo pachnie sentymentalizmem. Zawarte w nim sekwencje snu wyglądają jak reklamy religii New Age. Jednak ostateczna wymowa "Jericho" jest niezwykle ludzka, po części dlatego że zaczątkiem serialu jest porażka człowieka, który mógł, lecz nie zdołał powstrzymać atomowych ataków. Serial przypomina nam, że ludzie są ludźmi niezależnie od okoliczności, że z powodu potwornej tragedii mężczyzna nie przestanie zdradzać swojej żony, a kobieta, z którą romansuje, nie przestanie zastanawiać się, dlaczego jej kochanek się nie rozwiedzie. Brzmi to jak szaleństwo, ale i prawda.

"Jericho" podejmuje wyzwania i zajmuje stanowiska. I nawet jeśli przedobrzy, należą mu się oklaski za starania. Usiłuje sprawić, by podział na kulturowe frakcje w kraju stał się namacalny. Przeciwstawia wartości rolniczej klasy średniej materializmowi i kupczeniu władzą miejskich biurokratów i demonów.

źródło: onet.pl

Brak komentarzy: